Kilka dni później nic nie wskazywało na to żeby stosunki
Anki i Blanki się poprawiły. Pogorszyły się raczej. Obie panie zaczynały dzień
od kłótni. Robiły sobie nawzajem złośliwości i nie mogły się powstrzymać żeby
nie obrzucać się wyzwiskami. Ulka i Darek mieli serdecznie dosyć tej sytuacji.
Cała czwórka zasiadła właśnie do kolacji. Blanka miała na sobie bluzę i sprane
dżinsy. Anka natomiast założyła dzisiaj sukienkę w kwiatki i szpilki. Miała
dosyć odważny makijaż i rozpuszczone włosy. Paznokcie pomalowała na różowo.
Wyglądała bardzo ładnie.
" Boże! Jakie ona ma nogi!" - pomyślała ze
szczerym podziwem Blanka.
- Anka, ty nic nie jesz? - zapytała Ula, która zdążyła już
sobie nałożyć mnóstwo jedzenia na talerz - Nałożyć ci ziemniaków?
- Nie, dziękuję - odpowiedziała Anka - Dziennikarki muszą
dbać o linię.
- Popieram - wyraziła swój pogląd Blanka - To dobrze, że
chcesz schudnąć. Osoby otyłe są zakompleksione i zmęczone życiem. Mam nadzieję,
że uda ci się zrzucić tych kilka zbędnych kilogramów.
- Może nalać ci kompotu, Anka? - Ulka natychmiast wkroczyła
z mediacją
- Nie, dziękuję. Nie chcę żeby kompot znalazł się na mojej
głowie.
- Piękną mamy dziś pogodę - Ulka starała się naprawić jakoś
sytuację - Jest tak słonecznie i wakacyjnie. Prawda, Dareczku?
- Tak, pszczoła, ptaszki śpiewają, słonko świeci, pszczoły
latają i nie chce się kiwnąć palcem.
- A ty, Anka, nic nie jesz - zatroszczyła się Blanka - Może
jednak coś zjesz? Przecież ty się zagłodzisz na śmierć! Jakie pyszne są te
ziemniaki, a jakie dobre jest to mięso! Pycha!
Anka rzuciła jej mordercze spojrzenie. Od kilku dni była na
diecie.
- A właśnie, że zjem - nie wytrzymała w końcu - Nałóż mi,
kochanie, tych ziemniaczków i może jeszcze tej sałatki. Możesz mi również nalać
kompotu, skarbie.
Ale Aniu! Nie powinnaś być taka niekonsekwentna! Przepraszam
cię. Nie powinnam cię zachęcać do jedzenia skoro się odchudzasz. Wszyscy
powinniśmy ograniczyć niezdrowe i tłuste jedzenie żeby cię wesprzeć. W ogóle
przydałoby ci się więcej ruchu na świeżym powietrzu. Wystrzegaj się również
podjadania. Jeśli zastosujesz się do moich wskazówek, szybko zrzucisz
niechciane kilogramy. To ja może naleję ci soku, dobrze? - Blanka wstała od
stołu i wyciągnęła kartonik pomarańczowego soku z lodówki.
- Chętnie się napiję. Kochana jesteś.
Blanka nalała Ance soku i zajęła swoje miejsce. Uśmiechała
się złośliwie. Anka postanowiła zetrzeć jej ten głupi uśmieszek z twarzy.
- A ja ostatnio wyczytałam w jakiejś gazecie - powiedziała
Anka, patrząc Blance w oczy - że dzieci
wychowujące się bez ojca nie mogą
zaakceptować siebie. Mają mnóstwo kompleksów. Nie ufają nikomu i boją się
odrzucenia. Mają problem ze znalezieniem partnera. Boją się, że...
- Anka! - krzyknęła Ula - Przestań!
Anka umilkła. Osiągnęła już to co zamierzała. Blanka przestała
się uśmiechać, ale jeśli Anka spodziewała się, że Blanka nie przejmie się jej
słowami to się pomyliła. Blanka zrobiła się cała czerwona i zaczęła podnosić
się ze swojego miejsca.
- Blanka! - krzyknął Darek ostrzegawczo, ale jego córka po
prostu go nie słyszała.
- Nienawidzę cię! - zawołała rozwścieczona.
Przez chwilę wszyscy pomyśleli, że stanie się coś o wiele
gorszego, ale Blanka odepchnęła tylko Ulkę, która rzuciła się pocieszać swoją
pasierbicę i opuściła kuchnię, płacząc.
Ance zrobiło się bardzo głupio. Po kilku minutach odeszła od
stołu. Miała już dosyć palących i pełnych wyrzutu spojrzeń swojej przyjaciółki
oraz wymownego milczenia jej narzeczonego.
Anka nie mogła po prostu dłuzej wytrzymać w domu. Przebrała
się w dres, związała włosy gumką i wybiegła na zewnątrz. Teraz szła przed
siebie, z rękami wbitymi w kieszenie spodni, pogrążona w niewesołych myślach.
Dręczyła ją myśl o Blance. Czuła, że tym
razem przesadziła. Ale nie tylko Blankę miała wciąż przed oczami.
"Co ja właściwie osiągnęłam?" - myślała ponuro,
kopiąc jakiś kamień - Może jestem dziennikarką i ludzie rozpoznają mnie na
ulicy, ale co z tego? Kobiety w moim wieku zdążyły już wyjść za mąż, a ja?
Zwiałam sprzed ołtarza, apotem spotkałam na swej drodze pewnego przystojniaka z
Warszawy, w którym natychmiast się zakochałam. Tylko, że ten przystojniak
wykorzystał mnie i zdradził z pierwszą lepszą laską.A ja dla niego przeniosłam
się do Warszawy, zmieniłam całe swoje dotychczasowe życie!
Anka była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyła
kogoś kogo pragnęła już nigdy nie spotkać, ale jednocześnie chciała bardzo
zobaczyć.
- Anka - usłyszała w swoim uchu.
Przed Anką stanął pewien przystojniak z Warszawy z wielkim
bukietem kwiatów. To, że był z Wawy można było łatwo wywnioskować. Nikt nie
miał tutaj takiego wypasionego auta. Anka nie panowała nad sobą. Nie
zastanawiając się nad tym co robi, podeszła do Pawła i zaczęła go okładać
pięściami. Paweł wypuścił kwiaty z rąk. Przytrzymał jej ręce i powiedział:
- Anka, opanuj się! Wysłuchaj mnie, proszę!
Anka znieruchomiała.
- Puść mnie! - powiedziała
- Nie. Musisz mnie wysłuchać.
- Nic nie muszę! - krzyknęła Anka - Może mi powiesz, że Kama
sama wskoczyła ci do łóżka i nie mogłeś nic na to poradzić?
Paweł puścił Ankę.
- To nie tak - powiedział - Nie chciałem tego! Uwierz mi...
Jesteś dla mnie wszystkim. To był tylko nic nie znaczący incydent. Ja nic nie
czuję do Kamilii! Byłem taki zazdrosny! Wkurzyłem się! Przygotowałem dla ciebie
romantyczną kolację, a ty umówiłaś się z tym palantem. Kocham cię, Anka -
powiedział stanowczo Paweł i pocałował swoją dziewczynę.
Anka z zapałem włączyła się do tej romantycznej sceny. Ona i
Paweł stali na chodniku i nie mogli się od siebie oderwać. W końcu trzeba było
jednak wrócić do rzeczywistości.
- Anka, wybacz mi!
Anka odsunęła się od Pawła. Kochała tego człowieka, ale nie
mogła mu przebaczyć.
- Powiedz, że mnie nie kochasz, Anka! - Paweł pokonał
dzielącą ich odległość i pogłaskał ją po policzku. - Dopiero wtedy pozwolę ci
odejść. Powiedz, że nic nas nie łączy, że wszystko jest między nami skończone!
Serce zabiło Ance mocniej. Przez chwilę nie mogła wykrztusić
z siebie żadnego słowa, ale opanowała się i krzyknęła:
- Nie kocham cię, Paweł! Wszystko jest między nami
skończone! Nic do ciebie nie czuję! Nie chcę cię znać! - w tym miejscu głos jednak jej zadrżał.
Paweł nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Anka rzuciła mu
ostatnie wystraszone spojrzenie i zniknęła. Paweł został sam. Przez chwilę stał
na chodniku, samotny i opuszczony, aż w końcu wsiadł do samochodu i odjechał.
Czerwone róże, które zarówno on jak i Anka zdążyli już wyrzucić z pamięci,
leżały rozrzucone na chodniku.