sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 14. Słońce wygląda zza chmur.

Usiedli na ścieżce porośniętej trawą. Wiatr zrzucił na nią mnóstwo szyszek. Paweł obejrzał się trwożliwie na boki. Anka prychnęła. 
- Czego chcesz? - powtórzyła - Co ty tutaj robisz? 
- Przyjechałem odwiedzić Ulę i Darka.
O nie. Tylko nie to! Jeśli któreś z nich się wygadało...
- I co? - zapytała niespokojnie.
Ulka nie ucieszyła się na mój widok - rzekł Paweł znudzonym głosem - A Darek nawijał coś o piłce nożnej. Nie wiem dlaczego, ale wszyscy strasznie niepokoili się o ciebie. Powiedzieli mi gdzie jesteś, a ja zaproponowałem im, że cię znajdę. No i znalazłem. Słuchaj, Anka...
- Nie chcę słuchać tego co masz mi do powiedzenia. Nie interesuje mnie to. 
Chciała odejść, ale on zagrodził jej drogę. 
- Przepuść mnie! - krzyknęła.
Paweł był nieugięty. Stał przed nią, z założonymi rękami, blokując jej drogę. Próbowała go odsunąć, ale to nie poskutkowało. 
- Zostańmy przyjaciółmi - rzekł, patrząc Ance wyzywająco w oczy.
Anka poczuła się tak jakby ktoś wbij jej nóż prosto w serce. Przyjaciółmi?! Kochała go. Nad życie. A on?! Najpierw zdradził ją z Kamilą, a potem wykorzystał i zerwał z nią przez esemesa. Nie widziała go od trzech miesięcy, a on teraz zjawia się jak gdyby nigdy nic. Nie obchodziła go ani ona ani wzrastające w niej dziecko. Z iloma dziewczynami zdążył się jeszcze umówić? W jej oczach ukazały się łzy. Nie chciała żeby on je zobaczył. Odwróciła się i pobiegła przed siebie zanim zdążył ją zatrzymać. Wkrótce zniknęła między drzewami. 

Znalazł ją w końcu. Nie usłyszała jego kroków. Obejmowała drzewo. Kiedy się zbliżył usłyszał jej płacz. 
Podszedł do niej na palcach i szepnął:
- Nie płacz, głuptasie. 
Anka odwróciła ku niemu zalaną łzami twarz. W tej samej chwili słońce zdołało przebić się przez chmury. 
- Masz podał jej paczkę chusteczek. 
- Jaki normalny facet nosi chusteczki w kieszeni? - zapytała, starając się żeby jej zabrzmiał tak jak zwykle. 
Nie bardzo jej to wyszło. 
- A kto powiedział, że ja jestem normalny? 
Uśmiechnęła się do niego. Paweł poczuł, że ma nad nią przewagę. Teraz albo nigdy. 
- No to co? Zostaniemy przyjaciółmi? - zapytał, wyciągając ku niej dłoń.
Anka uścisnęła ją, czując się tak jakby jej serce rozleciało się na milion małych kawałeczków. 



piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 13. W sercu lasu.



Oczy miała zamknięte, a jej włosy rozwiewał wiatr. Ten sam wiatr wyzwolił ją, wyrzucając z głowy Anki wszelkie ponure myśli. Serce biło jej trochę zbyt szybko, bo zanim dotarła do lasu przebiegła spory kawałek. Leżała pod zaczarowanymi drzewami, które wprowadzały ją w trans i usypiały... Zasnęła, ukołysana śpiewem ptaków i wiatrem, który poruszał delikatnie gałęziami drzew. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że w poprzednim wcieleniu na pewno była elfem, który pokochał las nawet bardziej niż morze rozbijające się o skały. Ktoś pochylał się nad nią. Zamrugała, a potem uszczypnęła się w rękę. Zabolało. Nie to się jej nie podoba. To nie może być prawda. Co on tutaj, do cholery jasnej, robi?! 
- Cześć, śliczna - roześmiał się Paweł. 
Pomógł jej wstać, podając jej dłoń, którą uścisnęła niepewnie. 
- Cześć, stary - powiedziała szorstko, zagłębiając się, rzadko uczęszczaną, porośniętą pokrzywami i jeżynami ścieżką, coraz bardziej w las. 
Szła szybko, chcąc zgubić swojego byłego. Bała się go. Jak dotąd spotykały ją z jego strony same rozczarowania. Nie chciała również żeby dowiedział się o dziecku. Wmawiała sobie, że go nienawidzi, a tak naprawdę nie było dnia żeby o nim nie myślała. O nie! On tutaj jest! Biegnie za nią! Zatrzymała się i wzięła kilka głębokich wdechów. Tylko spokojnie. Wyszła mu na spotkanie. Trzeba to załatwić raz na zawsze. 
- Czego chcesz? - zapytała oschle, odgarniając z czoła kosmyk włosów. 
- Porozmawiajmy! - krzyknął tak, że spłoszył z drzew kilka ptaków. 
- Nie drzyj się tak! - krzyknęła Anka i zaciągnęła go w inną część lasu, w której nie było aż tak wietrznie. 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 12. Zachodzące słońce.

Rozdział 12.
Zachodzące słońce.




Anka miała zwyczaj spoglądać w niebo, ale już dawno tego nie robiła. Po prostu nie miała takiej potrzeby. Wypad z Ulką na miasto i wczorajsza wiadomość, która wstrząsnęła całym jej dotychczasowym życiem, sprawiła jednak, że coś zrozumiała. To bez sensu ciągle patrzeć wstecz. Teraz pogłaskała się po brzuchu, wychodząc z domu. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że bije w niej maleńkie serce dziecka, które miało przyjść na świat już za 6 miesięcy. Jak mogła tego nie zauważyć! Trzeba przyznać, że brzuch się jej ostatnio zaokrąglił, ale myślała, że przytyła kilka kilogramów. Nie mogła sobie też również przypomnieć kiedy dostała ostatnio miesiączkę, ale myślała, że to przez ten ustawiczny stres. Z trudem wymknęła się dziś z domu. Ulka i Darek nie odstępowali jej na krok. Przekrzykiwali się, jedno przez drugie, że się cieszą, że chcą być rodzicami chrzestnymi jej dziecka...

- To już ustalone - wtrąciła się Anka.
- Będę matką chrzestną! - krzyknęła Ulka.
- A ja będę ojcem! - zawołał Darek.
- Co? - wrzasnęła Blanka, która, wchodząc, usłyszała ostatnie słowa swojego ojca - Będę siostrą?!
Zapadło milczenie, a potem...
- Nie - odezwała się przyszła mama.
Na twarzy Blanki pojawił się wyraz bolesnego zawodu.
- To twoje dziecko? - spytała
- Tak - powiedziała Anka - To moje dziecko.
"To jest moje dziecko" - pomyślała Anka i... zemdlała po raz drugi. Dlatego mogła wyjść z domu dopiero wieczorem kiedy Ulka i Darek oraz Blanka, którą tak samo jak jej rodzice zachwyciła wizja maluszka w drodze i nie odstępowała Anki na krok, zakopując przynajmniej na razie topór wojenny, spuścili z niej na chwilę czujny wzrok.  Jej ojciec, Kazimierz, jeszcze o niczym nie wiedział, ponieważ jego córka nie zdążyła mu jeszcze o tym powiedzieć. Teraz potrzebowała spokoju. Trochę się bała, że znów zemdleje, ale przekonywała samą siebie, że czuje się dobrze, a ciąża to przecież nie choroba. Spojrzała w niebo. Jaki zachód! Z rękoma w dżinsach i trawką w zębach, obserwowała, rozżarzone jak węgiel, namiętne jak płomień, słońce - gasnące za horyzontem i rozwiewające się niczym mgła. Wiele już widziało zachodów, ale ten obserwowała tak samo zachwycona odwiecznym pięknem rzeczy niezniszczalnych i nieśmiertelnych. Upojona tym widokiem pomyślała: "Każdy zachód słońca jest inny od wszystkich i niepowtarzalny." Kiedy słońce ostatecznie się wypaliło, jak papieros, Anka zawróciła  w stronę domu, sięgając po... paczkę papierosów. Już wkładała papierosa do ust i szukała po kieszeniach dżinsów zapalniczki, ale przypomniała sobie, że jest przecież w ciąży i nie może zapalić. Zaklęła cicho, a potem  wdeptała w trawę nie tylko tego papierosa, którego miała w ustach, ale całą paczkę. Potem ruszyła powolnym krokiem do domu Uli i Darka. W samą porę, bo jej przyjaciele zaczęli się już o nią poważnie niepokoić.

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 11. Huśtawka.

ROZDZIAŁ 11.
HUŚTAWKA.




Ulka namówiła swoją kumpelę na zakupowe szaleństwo. Bardzo martwiła się zachowaniem Anki, która nie jadła, nie spała i nieustannie miała podkrążone oczy. Postanowiła zatem jakoś rozerwać przyjaciółkę, która wciąż nie mogła pogodzić się z tym, że Paweł z nią zerwał. Wyciągnęła ją więc na miasto. Od godziny chodziły po sklepach. Wreszcie kupiły sobie po porcji truskawkowych lodów, nie mogąc się nacieszyć słońcem, latem i beztroską. Nie potrzebowały słów. Obie wspominały w milczeniu wszystkie te lata, które spędziły razem, żyjąc w zgodzie i wielkiej przyjaźni. Był koniec lipca. Anka przebywała w Białej od trzech miesięcy. Jeśli już mowa o głównej bohaterce opowiadania, poprawił się jej humor na tyle żeby zaproponować swojej przyjaciółce wyścig do placu zabaw, na którym nikogo nie było. Pierwsza dopadła oczywiście do huśtawek panna Szostakowska i usiadła na jednej z nich. Kiedy zziajana Ula, która dostała kolki, z ulga opadła na huśtawkę, ona zapaliła papierosa i wyrzuciła niedopałek na trawę, dla pewności, zadeptując go. Potem pogrążyła się w niewesołych rozmyślaniach. 
- Ej, Szostakowska - roześmiała się Urszula - Nie myśl tyle, bo myśliwym zostaniesz.
Anka milczała, a potem wybuchnęła. 
-Kurczę, całe moje życie to jedna wielka huśtawka.Nic nie jest poukładane i doskonałe. 
- A myślisz, że moje życie jest? Nie! I na tym właśnie polega życie. Gdyby było uporządkowane, zanudziłabyś się na śmierć. I zaczęła się huśtać, wysoko, coraz wyżej, nie zważając na skręcającą się ze śmiechu Ankę. Chodnikiem przeszła grupa ludzi. Wszyscy ze śmiechem pokazywali sobie dwie huśtające się kobiety, bo Anka natychmiast wzięła przykład z Uli. Słońce zaszło i z ciężkich, ołowianych  chmur zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Wkrótce ubrania zaczęły się im lepić do ciała, ale one wciąż huśtały się bardzo wysoko, czując się tak jakby czas nagle się cofnął. 



Było im wspaniale, ale z dnia na dzień zaczęło się wszystko psuć. Mieli dla siebie coraz mniej czasu i mijali się wciąż, wymieniając ze sobą kilka zdawkowych słów i cmokając się w policzek na powitanie i pożegnanie. Monice brakowało tych namiętnych nocy, budzenia się i spoglądania w jego oczy, tych rozbrajających uśmiechów i dowcipów Pawła, wspólnych rozmów o wszystkim czy kolacji przy świecach, ale nic na to nie mogła poradzić. Udało się jej znaleźć ostatnio dobrze płatną pracę i miała na głowie zbyt wiele obowiązków. Przed trzema miesiącami wprowadziła się do mieszkania Pawła. Na początku było im razem cudownie. Dni jednak mijały, a oni zaczęli się kłócić o byle głupstwa. Bolały ją te ciągłe spory, ale nie mogła znieść niektórych przyzwyczajeń Pawła. Ciągle oglądał jakieś mecze i namawiał ją do wspólnego oglądania chociaż wiedział, że ona nie lubi piłki nożnej i ogólnie sportu. Był strasznym bałaganiarzem i wypalał kilka paczek papierosów dziennie. Monika postanowiła zatem nie wychodzić dzisiaj z domu i przygotowała romantyczną kolację przy świecach. 

- To dla ciebie, kochanie - powiedziała, ale nic więcej powiedzieć już nie zdążyła, bo Paweł wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. 
- Chciałbym mieć z tobą dzieci. Syna. Albo córkę. Wszystko mi jedno - powiedział Paweł i złożył na jej ustach pocałunek. 
- Czekaj. To ty chcesz mieć ze mną dzieci? 
- A ty nie? - Paweł zaczął całować ją po szyi.
- Nie lubię dzieci - wyznała Monika.
- Tak - zmartwił się Paweł - nic mi o tym nie wspominałaś.
- Bo nie pytałeś. Hej... Chyba nie gniewasz się na mnie, co?  - Monika zajrzała w jego oczy.
- Ja miałabym się na ciebie gniewać?!
- Para zatonęła w długim, namiętnym pocałunku, ale nie długo dane im było się sobą nacieszyć, bo wkrótce zadzwonił telefon.
- Nie odbieraj - poprosił Paweł.
-Muszę.
Paweł westchnął. Przeczuwał, że dzisiaj nic im nie wyjdzie ze wspólnego wieczoru. Przeczucie go nie omyliło.
- Coś ważnego? - spytał.
- Nie gniewaj się, ale muszę lecieć. Zobaczymy się wkrótce - cmoknął go w policzek i już jej nie było.





Anka zamknęła się w pokoju. Było jej niedobrze. Myślała, że zaraz zemdleje. Tylko spokojnie. Trzeba głęboko oddychać. Boże. Nigdy nie czuła się tak podle. 

- Anka - usłyszała głos swojej przyjaciółki i pukanie do drzwi.
Chciała odpowiedzieć, ale poczuła, że osuwa się na ziemię, ogarnia ją ciemność. Zemdlała. 



niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 10. Monika.



ROZDZIAŁ 10
MONIKA

Była spokojna i opanowana. Jak nigdy. Ściągała ze swojego biurka wszystkie swoje fotografie i pakowała swoje rzeczy do kartonu. Dobrze, że Pawła jeszcze nie ma. Specjalnie przyszła dzisiaj tak wcześnie żeby go nie zastać. Dobrze, że skończy się wreszcie raz na zawsze z tą pracą. Monika i tak nigdy jej nie lubiła. O nie. Nie! Tylko nie to! Paweł już przyszedł. Gdzie się schować, gdzie uciekać? 
- Monika! - krzyknął ucieszony czymś Paweł - Już jesteś? Ty chyba jesteś najbardziej z rannym ptaków jakie... 
- Och... - mina mu zrzedła na widok pakującej się Moniki. 
A ona? Ona milczała, nie przestając wrzucać swoich rzeczy do kartonu.
- Nie odchodź ! - krzyknął rozgorączkowany Paweł. 
Monika znieruchomiała. 
- Muszę. Nie mogłabym tutaj zostać po tym wszystkim. 
- Ale... nic się między nami nie zmieniło.
- Paweł... Wszystko się zmieniło - powiedziała - Masz dziewczynę, a ja straciłam dla ciebie głowę. Nie będę udawała, że wszystko jest okej !
- Mówiłem ci przecież, że to już nieaktualne!
- Nieaktualne?! Ty wciąż ją kochasz!
- Kocham?!  Nienawidzę! Jedyną osobą, bez której nie mogę żyć jesteś ty! Wczoraj coś zrozumiałem. Zakochałem się w tobie! 
- Zostaw to - powiedział. 
Monika zamarła, a on ujął jej twarz w dłonie. A potem całował ją zapamiętale i namiętnie, nie mogąc się opanować ani opamiętać. Nie przerwał nawet wtedy gdy do biura wpadł Aleks, ich przyjaciel, i wybąkał jakieś przeprosiny, uciekając z rechotem jak jakiś diabelny chochlik. Tylko, że odgłos zatrzaskiwanych z impetem drzwi spłoszył Monikę. Paweł chwycił ją za tyłek, ale ona odsunęła się na bezpieczną odległość i powiedziała:
- Ostatecznie mogę być nadal twoją asystentką - uśmiechnęła się. 
- Jesteś najlepszą asystentką jaką kiedykolwiek miałem. 
Zarumieniła się i zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Paweł wrócił do swoich obowiązków. Trzeba wreszcie wziąć się do pracy. 

No nie. Znowu Ula. Pszczoła. Anka kochała z całego serca swoją przyjaciółkę, ale nie potrzebowała jej w każdym momencie życia. Tymczasem kumpela ciągle zamęczała ją telefonami. I nie tylko ona. Jej ojciec też nie przestawał do niej wydzwaniać. Paweł też nieustannie próbował się z nią skontaktować. No właśnie... Próbował. Ostatni esemes przyszedł do niego wczoraj wieczorem. 

Anka, już wszystko wiem. To nie mogło się udać. Między nami nic już nie ma. Wszystko zgasło i wypaliło się jak papieros. To już jest koniec. Kochałem cię, ale to nie wystarczy. Rozumiem cię. Wyrządziłem ci zbyt wielką krzywdę żebyś mogła mi zaufać. Nie chciałem zrywać z tobą przez esemesa, ale nie odbierasz ode mnie telefonów. Nie zapomnę cię nigdy. Paweł. 

Anka była załamana. Nie spała całą noc. Dusiła się łzami, umierała z rozpaczy. Czuła się tak jakby coś w niej pękło. Chciała biec do niego, rzucić mu się w ramiona, wykrzyczeć całemu światu, że go kocha, ale duma jej na to nie pozwalała. No i jeszcze straciła pracę. Szefowa, podłe babsko, zwolniła ją, krzycząc, że się do tego nie nadaje. Nic nie trzymało już jej w Wawie. Chyba trzeba będzie wrócić do Białej Podlaskiej. Zamieszka tam na stałe. A jeśli chodzi o Pawła to przecież nie jest koniec świata. Jak mawiała Ulka, ilekroć pokłóciła się właśnie z Darkiem, tego kwiatu jest pół światu... W Warszawie nastał nowy dzień. Anka zasnęła, zmęczona płaczem i własnymi dokuczliwymi myślami. 



A Monika i Paweł pili wino i jedli romantyczną kolację przy świecach, którą przygotował Paweł. Z każdym kieliszkiem nastrój był coraz bardziej szampański i rozluźniony. 
- Jesteś naprawdę niezłym kucharzem - powiedziała Monika
- Dzięki.
Zapadło milczenie, a potem...
Nie chcę na ciebie naciskać - zaczął Paweł Jeśli nie jesteś gotowa...Kocham cię i uszanuję twoją decyzję. Chcę ci powiedzieć, że...
- Paweł - przerwała mu - Też tego chcę. Jestem gotowa. Pragnę cię.